Będąc ostatnio na jednej z konferencji transportowych miałam przyjemność uczestniczyć w spotkaniu z przedstawicielem Ministerstwa Infrastruktury, który roztaczał przed nami wizję rozwoju tej potężnej gałęzi gospodarki jaką jest transport.
W pewnym momencie padło pytanie „Czy za 10 lat standardem będzie, że po drogach będą poruszać się pojazdy bez kierowców”? Albo z kierowcami, którzy już tak naprawdę nie będą wykonywać zawodu kierowcy tylko asystenta pojazdu?
Brzmi jak motyw z filmu science fiction? Niekoniecznie.
Pojazdy autonomiczne, samosterujące czy samochody bezzałogowe, bo o nich tu mowa, to kwestia najbliższych lat, a może nawet miesięcy.
Przyjrzyjmy się bliżej tematowi.
Nad autonomicznymi samochodami, pracują obecnie nie tylko tacy giganci technologiczni jak: Google, Apple, Tesla i Uber, ale również szereg firm motoryzacyjnych, m.in.: Mercedes, Volkswagen/Audi, BMW, General Motors, Volvo, Ford, Toyota. Oprócz tego spora grupa luksusowych modeli samochodów charakteryzuje się pewną dozą autonomiczności, np. Mercedes klasy E, radzący sobie nawet w ruchu miejskim, czy Audi A8, który potrafi samodzielnie jechać na autostradzie. Co więcej, takie systemy jak asystent parkowania stały się codziennością.
Aby posegregować autonomiczne możliwości samosterujących się samochodów, organizacja standaryzująca SAE International (Society of Automotive Engineers) wprowadziła pięciostopniową klasyfikację pojazdów autonomicznych.
Poziom 0 to brak autonomiczności. W pojeździe takim kierowca odpowiada za kierowanie pojazdem.
Poziom 1 to jazda ze wsparciem. W samochodach tego typu wprowadzono pewne elementy automatycznie wspomagające jazdę. Może być to system zachowania odległości od poprzedzającego pojazdu, czy system awaryjnego hamowania w sytuacji zagrażającej bezpieczeństwu czy mechanizm zatrzymania pojazdu, w momencie zasłabnięcia kierowcy.
O samochodach samosterujących możemy zacząć mówić od poziomu 2. Pojazdy te cechują się opcją jazdy częściowo zautomatyzowaną. Są to najczęściej takie systemy, jak: asystent jazdy w korku, gdzie automat sam optymalizuje prędkość poruszania się i odpowiada za przyśpieszenie do określonej prędkości, hamowanie, zatrzymywanie oraz ruszanie pojazdu. Niemniej system ten musi być cały czas nadzorowany przez kierowcę.
Poziom 3 to jazda wysoce zautomatyzowana. Do tej grupy pojazdów zaliczyć można wspomniane Mercedesy klasy E i Audi A8 potrafiące poruszać się samodzielnie w standardowych warunkach drogowych po autostradzie, przyspieszać, hamować utrzymywać odległość czy zmieniać pasy ruchu. Oczywiście, w systemie poziomu 3 kierowca nie musi stale nadzorować prowadzenia pojazdu. Istotne jest to, że system samodzielnie rozpoznaje granice swoich możliwości, a więc punkt, w którym warunki otoczenia nie mieszczą się już w zakresie jego działania, np. gwałtowne zajechanie drogi na autostradzie czy niestandardowe zachowania innych kierowców na drodze. Wówczas kontrolę nad pojazdem musi natychmiast przejąć kierowca, inaczej doprowadzi to do zatrzymania pojazdu.
Poziom 4 to jazda w pełni zautomatyzowana. Obecnie nie ma jeszcze seryjnie produkowanego samochodu, który mógłby być zakwalifikowany do kategorii 4, ale pojazdem zaliczanym do tego poziomu jest autonomiczny Volvo XC90 wykorzystywany w testach które obecnie prowadzi Uber w Stanach Zjednoczonych.
Ostatnią kategorią jest poziom 5. Jest to jazda w pełni autonomiczna. Kierowca przekazuje systemowi całkowite prowadzenie pojazdu, jednak w określonych warunkach może zaistnieć potrzeba przejęcia pełnej kontroli nad samochodem. W aucie poziomu 5 nie ma kierownicy, a użytkownik wprowadza jedynie punkt docelowy, gdzie się chce dostać. Przykładem tego typu pojazdu jest prototyp opracowany przez firmę Google, Waymo Firefly, niewielkie, miejskie autko bez ręcznego systemu sterowania, w tym kierownicy, dźwigni zmiany biegów czy pedałów.
Już w przyszłym roku na publicznych drogach powinny się pojawić pojazdy bez kierowców spełniające wymogi poziomu 3 i 4. Oczywiście na początek będą to modele poziomu 3 (kierowca wciąż musi czuwać, by w każdej chwili przejąć kontrolę) oraz 4 (człowiek za kierownicą nie jest zobowiązany do stałego śledzenia sytuacji na drodze).
Na w pełni zautomatyzowane konstrukcje (stopień 5) trzeba będzie poczekać jeszcze ok. dekadę, do roku 2030 rok zanim na dobre zagoszczą na drogach.
Według unijnych planów mają to być nie tylko samochody osobowe, ale także ciężarówki (!), autobusy, auta dostawcze firm kurierskich i pocztowych czy różne specjalistyczne pojazdy wykorzystywane w usługach komunalnych typu śmieciarki, zamiatarki i inne. Wszystkie dopuszczone do ruchu konstrukcje będą mogły się poruszać przede wszystkim po autostradach. Ruch w miastach będzie również dozwolony pod warunkiem, że samochody będą się poruszać z niewielką prędkością. A to oznacza, że w przypadku aut osobowych będą się poruszać bez kierowcy przede wszystkim na terenie parkingów.
Dwa miesiące temu rozpoczął się okres próbnych jazd autonomicznych ciężarówek na publicznych drogach w Szwecji. Samochód ciężarowy Einride T-Pod będzie tam jeździł przynajmniej do końca 2020 roku, kiedy to miałyby zakończyć się wstępne testy.
Ten 26-tonowy pojazd sterowany jest dzięki połączeniu za pośrednictwem sieci 5G i nie ma nawet kabiny kierowcy.
Samochód kilka razy na dzień ma przejeżdżać niezbyt spektakularną trasę. To około 300 metrów pomiędzy magazynem a terminalem towarowym. To pierwszy tego typu pojazd ciężarowy bez nadzorującego kierowcy dopuszczony do jazdy na drodze publicznej.
Autonomiczne samochody zastąpią wiele zawodów?
Według różnych badań nawet 30 % zawodów w ciągu najbliższych 20 lat po prostu przestanie istnieć. I tak o ile autonomiczna rewolucja pójdzie zgodnie z planem – za kilka lat zawodowi kierowcy na całym świecie będą masowo tracić pracę.
Przykładu nie trzeba szukać daleko. Autonomia w samochodach wciąż raczkuje, natomiast w przypadku pociągów rewolucja zaczęła się już lata temu. Na krótkich trasach, np. w kolejkach jeżdżących na lotnisko lub w pociągach metra nie spotkacie już maszynisty.
Autonomiczne metro w wielu miastach na całym świecie jest standardem od lat. Nawet druga linia metra w Warszawie teoretycznie może poruszać się bez maszynisty, jednak w dalszym ciągu zdecydowano się postawić na pracę żywego człowieka.
Cieszmy się, że ciągle jeszcze po drugiej stronie mamy człowieka bo w całkiem niedługiej perspektywie może okazać się, że pod rampę zamiast Pana Andrzeja podstawi się po prostu maszyna…
Chociaż może z drugiej strony maszyna będzie bardziej cierpliwa? I nie będzie nas non stop pytać czy długo jeszcze musi czekać na załadunek J
Autor tekstu: Karolina Gil
Artykuły, które mogą Cię zainteresować: